Menu


Stoję życiem w pełnym słońcu…

Stoję życiem w pełnym słońcu,
Wszystkie gwiazdy nieba liczę,
Są tam przecież, są na pewno,
Zatem z ziemi piórem krzyczę!

Krzyczę, aby chociaż jedna
Kiedyś w darze, w czas gorący
Spadła z nieba, wprost do wiersza
I wznieciła żar płonący!

 

 

 

Ostatnie – choć pierwsze…

Wszyscy przodkowie nadal żyją we mnie,
Jestem kolejnym istnienia ogniwem,
Liściem z gałęzi przemijania drzewa,
Które już żyło zanim było żywe.

Bo tam, gdzie nasze sięgają korzenie,
Jakieś przedzowne i jedno jest źródło.
Wspólne dla wszystkich, jak wieczne dzieciństwo,
Jak to ostatnie – choć pierwsze marzenie.

Przyszłość

Wciąż żyjemy pomalutku,
Zasadzeni gdzieś w ogródku
Na cudownej róży płatku,
Na łodydze albo kwiatku.

I żyjemy zawstydzeni,
W zawstydzeniu zagubieni,
W zagubieniu zatroskani,
W zatroskaniu zakochani!

Przyszłość – która nas dosięgnie
I do końca się nie zdarzy,
Zanim sens się jej wylęgnie,
Jest marzeniem, które marzy.

Przyszłość – nie jest nigdy w błędzie,
Upragniona lub niechciana
Tylko ona zawsze będzie!
Nie zrodzona – lecz zastana.

Dzisiaj – jest przyszłością wczoraj.
Jutro – jest przyszłością dzisiaj.
Z tego płynie jeden morał:
Zbierzesz to, co sam żeś wysiał.


Bukiecik

Pamiętasz? Jak będąc kilkuletnim brzdącem –
A było to pewnie nie tylko w dzień Matki –
Wręczyłem Ci Mamo, w zaciśniętej rączce,
Zerwane „jak leci” wszystkie z łąki kwiatki?

Nikt by za tę „trawę” nie zapłacił groszy,
A dla Ciebie był to bukiecik bezcenny,
Bo, gdy go dawałem Tobie, mówiąc: Ploszę!
Miałaś taki uśmiech jak z raju promienny!

Tyle chwil minęło zanim zrozumiałem,
Czym jest serce matki – to serce jedyne,
Które tak cierpiało, kiedy ja cierpiałem
Lub cieszyło ze mną się serce matczyne.

26 maja 2010

Oj! Dziwne…

Oj! Dziwne jest to życie nasze.
Oj! Dziwne tak, aż nadto chyba.
Bezczelnie dmucha nam wciąż w kaszę
I ciągle nas ku czemuś wzywa.

Gdy chcemy światu spojrzeć w oczy,
Co śpi bez przerwy wciąż uparcie,
Do gardła mu nie warto skoczyć,
Bo może nie znać się na żarcie…

Wolno, spokojnie, lecz do przodu
Idziemy drogą albo dróżką
I wiemy, że trzeba za młodu
Szczotkować zęby i słać łóżko.

A gdy już wszystko wokół zgaśnie,
Zbudzi się żal, co w nas się śmieje,
Przypomną bajki się i baśnie
I UFNOŚĆ, co buja nadzieję.

Nie bój się przyznać do Chrystusa,
Gdy ktoś publicznie Cię zapyta,
I nie przyrzekaj na Zeusa,
Że Bóg to atom Demokryta!